Czy to koniec kadry?

27 09 2011

Kadra Europy juniorów była sztandarowym pomysłem części kierownictwa EPBF. Pomysł zakładał, że najzdolniejszych młodych ludzi doszlifuje się przy wykorzystaniu fachowców. Z czasem idea stworzyła drogi, szkodzący juniorom system. W praktyce wg mnie zarabiali na nim tylko twórcy.  Założenie pomocy przerodziło się w przeświadczenie, że jakikolwiek sukces sportowy w mistrzostwach świata jest zasługą EPBF. Aby tego dowieść podjęto wszelkie działania mające zabić więź pomiędzy zawodnikami a ich macierzystymi trenerami i opiekunami. Tragiczny wymiar miało to w czasie mistrzostw w Australii. Pierwszy raz w Adelajdzie. Mówiącego wyłącznie po polsku Szymona Majocha przymusowo odseparowano od naszych opiekunów i zakwaterowano w odalonym o 5 km hotelu, w pokoju z Niemcem i Duńczykiem. Nadzór nad nim przejął przedstawiciel federacji mówiący głównie po niemiecku. Żyjący pod ciągłym stresem  Szymon nie wiedział czy ma iść jeść, czy na trening, czy spać itd !!!! W efekcie zagrał poniżej swoich umiejętności i zmarnował ( jeżeli można za to go winić) jedyną swoją szansę na medal. Drugi raz mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem o wiele groźniejszym . Doszło bowiem do zagubienia na lotnisku we Frankfurcie dwóch naszych zawodników - M. Śniegockiego i M. Grecha . W efekcie ekipa EPBF wyleciała bez nich do Sydney, a tylko dzięki operatywności Mateusza i naszym monitom udało im się, dwa dni później, dotrzeć na miejsce.  Kadra Europy ma składać się maksymalnie z 12 graczy, którymi kierują osoby wskazane przez federację. W praktyce nikt nie dba o to jak młodzi mają bezpiecznie dojechać i wrócić. Mieliśmy przykład ostatnio w Kielcach, gdzie szefowa ekipy Europy wyjechała do kraju znacznie wcześniej niż część podopiecznych !!!  Trenerzy mają zespół o ogromnej rozpiętości umiejętności, co w efekcie ( jak sami twierdzą) nie daje możliwości przygotowania spójnego systemu szkoleniowego. Warunkiem bycia w ekipie jest także znajomość angielskiego ( nieoficjalnie -niemieckiego) co już jest dziwne, bo szukamy i szlifujemy talenty sportowe, a nie tworzymy katedry akademickiej.  Zajęcia realizowane przez kilka lat miały w planie przygotować graczy także mentalnie. Prowadzący jednak psychologami nie byli i nie są, a poziom językowy w praktyce uniemożliwia niezbędną do tego komunikację. Trenerzy jednocześnie o swoich podopiecznych nie wiedzą prawie nic. Widzą ich 1-2 razy w roku na 3-4 dni, a w praktyce to nigdy na turnieju. Ostatnio zajrzeli na mistrzostwa Europy. Nigdy nie rozmawiali z opiekunami klubowymi czy trenerami krajowymi. Cóż więc mogli zrobić ? Pomysł ” teamu Europa” pchnął twórców do wyprodukowania koszulek, w których kadra ma grać. Nie ma tam logo państwa czy znaków federacji, które doprowadziły juniora do tytułu mistrza Europy. Koszulki w większości rozdaje się przed turniejem i w pasujących lepiej lub gorzej masz grać. Według mnie mogą być prezentem do chodzenia w nich w czasie wolnym, ale nie mamy tutaj do czynienia z grami zespołowymi kontynentów, tylko z indywidualną rywalizacją państw.  Dodajmy, że wychowanie juniora sięgającego mistrzostwa kontynentu kosztuje sporo pracy i pieniędzy. Sam udział w mistrzostwach Europy, to na osobę po kilka tysięcy.  W październiku, po pół roku oczekiwania mamy dyskutować nad moimi uwagami. Lepiej późno niż wcale.


Opcje

Info

Odpowiedz

Musisz być zalogowany aby komentować