Amerykański styl
24 02 2011Wracam z mistrzostw świata z Emiratów Arabskich z nienajlepszymi odczuciami. Chociaż pisałem już o bolączkach organizacyjnych turnieju, to jednak ciągle nie daje mi to spać. Swoimi spostrzeżeniami podzieliłem się z uczestnikami zawodów z Europy i Azji. Wszyscy zgodzili się, że standard imprezy daleki jest od oczekiwań. Kilkakrotnie podjąłem próbę wpłynięcia na dyrektora turnieju i prezesa WPA, by wprowadzić zmiany. Udało się tylko w jednym przypadku. Wydrukowano porządną, dużą tabelę pucharówki. Reszta wniosków przepadła. A co nie podobało się moim kolegom z innych federacji? Po pierwsze Jerry Forsayth, prowadzący mistrzostwa działał w typowym, bilardowym amerykańskim stylu. Niestety jest to chyba najgorsza jakość ze znanych mi na świecie. Byle jakie tabele, brak informacji, praca ? na kolanie? , a co za tym idzie powtarzające się błędy. A Jerry, non stop ma sprane jeansy i taką samą koszulkę AZ Billiards. Jest faktem, że ciągle pracuje, ale systemu w tym nie ma. Doszedł do tego etapu, że przemęczony nie reaguje na uwagi i sygnały, mylą mu się zwycięzcy, a w najlepszym razie wyniki spotkań wpisywane do komputera. Było też tak z meczem Babicy. Z Marokańczykiem Radek wygrał 7:5, a na stronie WPA wynik brzmiał 7:6. Jeden z meczów Ortmann także przegrał, wg danych Jerrego, a w rzeczywistości pojedynek rozstrzygnął na swoją korzyść. Ten organizacyjny bałagan najbardziej był widoczny podczas końca gier w grupach. Nikt nie wiedział, czy dalsze mecze będą rozgrywane w tym samym dniu wieczorem, czy następnego dnia. W efekcie kilku zawodnikom na przebranie się i przystąpienie do gier pozostało 30 minut. Z tego 20 minut zajęło przemieszczenie się pomiędzy salą gier a hotelem. Nie mówimy o jakimkolwiek psychicznym przygotowaniu się do meczu. Ogólnie, podobnie jak wszyscy startujący w innych imprezach bilardowych USA, zauważyliśmy, że ekipa amerykańska ? boi się? komputerów. Praca na ręcznie uzupełnianych tabelach to norma. Żeby chociaż ktoś dokonał ładnych wpisów? Tam po prostu gryzmolili.