Bilard na wesoło - Tajwan cz.1

17 04 2008

Kielce 17.04.2008

Kilka ciężkich tematów mamy poza sobą więc postanowiłem, że co pewien czas  opiszę prawdziwą pogodną historię.

Był rok 1997. Pierwszy polski zawodnik dostał nominację na mistrzostwa świata juniorów. Trafiło się, że szczęśliwiec, 18-letni Paweł Rogalski z Poznania, poleciał ze mną na Tajwan. Dodać należy, że nigdy wcześniej nie graliśmy w tak odległej krainie.

W tamtym czasie LOT za 4.500 zł sprzedał nam bilet na trasie Warszawa -Bangkog, a dalej chińskimi liniami lecieliśmy do Taipei. Paweł był podekscytowany lotem i bardzo się ucieszył, gdy po starcie otrzymał upominek od przewoźnika. Ponieważ siedział za mną nie widziałem co dostał, ale podarunek szybko schował i na pytanie o rodzaj prezentu niewyraźnie mruczał coś pod nosem. Gdy kolejny raz go zaatakowałem pytaniem pokazał ” zdobycz”. LOT drobnego 18-latka obdarował zestawem - “Lot dla dzieci”. Paweł dostał kredki i kolorowankę!!!!! Przez wiele godzin oczy mieliśmy pełne łez ze śmiechu.

Po wylądowaniu w Taipei mieliśmy się zgłosić do hotelowego stoiska firmowego na lotnisku, gdzie zgodnie z pismem otrzymanym od organizatora czekać miał na nas bezpłatny transport do miejsca zakwaterowania. Pomimo zmęczenia szybko odnaleźliśmy stanowisko Asia World Plaza Hotel, a tutaj sympatyczny jegomość otworzył księgę zapisaną chińskimi znakami i  stwierdził, że na liście do przewozu nas nie ma i koniec. Nie ukrywam, że trochę nas to przeraziło, bo była godz. 23.20 a my pierwszy raz byliśmy w Azji i to w mieście, które liczy ponad 10.000.000 ludzi. Po długich debatach chiński kolega nagle wskazał na zygzak i rzekł, że jest moje nazwisko, ale transport nie jest bezpłatny. Na duszy zrobiło sie nam lepiej, ale po odpowiedzi ile mamy zapłacić entuzjazm nam opadł. Cena brzmiała 1.500 dolarów. Na cały wyjazd ( hotel, wyżywienie, dojazdy lokalne) miałem dla nas może 1.800 doladów USA. O zapłacie 1.500 za przejazd nie mogło być mowy. W wyobraźni widzieliśmy jak pieszo w nieznanym kierunku wędrujemy w poszukiwaniu hotelu. Dzisiaj jest to trochę śmieszne, ale wtedy nie było nam do śmiechu. Nie ustając w próbie znalezienia cenowego kompromisu poprosiłem przedstawiciela hotelu o dokładne napisanie ostatecznej kwoty do zapłaty. Napisał 1.500 $ i tutaj narysował jakiś zygzak. Ten zygzak był naszym wybawieniem. Okazało się, iż to nie dolary USA, a tajwańskie, czyli do zapłaty było ok. 150 zł. Pełni szczęścia wyraziliśmy zgodę na taką sumę i już kilka minut później w lśniącym mercedesie 500 elegancko ubrany kierowca w białych rękawiczkach wiózł nas do hotelu. Tam czekał nas kolejny stan przedzawałowy. Ale o tym w kolejnym odcinku.

 Pozdrawiam

 Marcin


Opcje

Info

1 Odpowiedź do “Bilard na wesoło - Tajwan cz.1”

17 04 2008
Czytelnik Bilardzista (23:50:15) :

Fajna ciekawa opowiastka:)

Odpowiedz

Musisz być zalogowany aby komentować